-Nie powinno cię to obchodzić, ale ze względu, że jesteś klaczą ujawnię ci swoje imię: Rammstein.
Klacz miała kaprys na twarzy. Chyba niezbyt mnie polubiła, bo skręciła w zupełnie inną stronę i pogalopowała przed siebie. Westchnąłem. Czy ja nie potrafię być miły dla innych koni? Niestety, chyba nie. Taki się urodziłem. Kopnąłem kamyk leżący na ziemi. Nie widziałem konia z naprzeciwka. Najwyrażniej dostał. -Ałaaa! - coś krzyknęło. Podbiegłem do konia. -Nic ci się nie stało? - spytałem troskliwy- jak nigdy dotąd. -Nie chyba nie. Koń uniósł głowę i spojrzał na mnie. Ku mojemu zdziwieniu była to piękna gniada klacz o nieziemskim spojrzeniu. Cudo. -Na pewno? Może lepiej iść do lekarza? <Rina?> |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz