Spacerowałam po terenach stada. Wszyscy tacy mili i grzeczni. Spokojni.
Nie to co w tamtym stadzie, tamtym sprzed lat. Wszyscy nie mieli czasu
na pogawędki. W głowie były im ciągle wojny i wojny. Nikt nie szanował
klaczy i źrebiąt. Ale tu? Zupełny azyl! Każdy chce z tobą rozmawiać,
każdy powie ci cześć. Jest do kogo gębę odezwać.
Gdzieś w duchu miałam nadzieję, że spotkam tu tego wymarzonego ogiera.
Ale to zeszło na drugi plan gdy zobaczyłam kilka koni wygrzewających się
niedaleko rzeki. Podeszłam do nich i wykrzyknęłam:
-Hej!
Powitali mnie z uśmiechem na twarzy:
-Cześć!
Przedstawiłam się im i opowiedziałam historię. Poznałam ich. Byli to:
Sułtan, Rina, Nutka, Shadow i Sindbad. Polubiłam ich. Długo gadaliśmy ze
sobą. Dołączył do nas Martel i Avokado. Po kilku godzinach gawędzenia
zostałam sama, no i Av. Przy nim nie można się nudzić. Dały czas żartuje
i robi z siebie debila. Co jest śmieszne XD. Wybraliśmy się na spacer.
Avokado bał się najmniejszego szmeru i trzasku. Kiedy oglądał się za
siebie w obawie czy nie stoi tam jakiś dziki zwierz potknął się i
łuuuuuup! Rąbnął zębami prosto o wystający korzeń z sosny. Ewidentnie
krwawił. Zeszliśmy z drobi na łąkę. Jakieś doświadczenie w medycynie mam
więc szybko pobiegłam po liście lili i przyłożyłam ogierowi do szczęki.
-Nic ci nie jest? Boli?
-Nie, łaskocze! Wiesz!
Widziałam że ogier był zdenerwowany. Chciałam go uspokoić. Ale jak???
<Avokadoo ;3?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz