Nie wiedziałem co zrobić. Byłam
przerażona, że w ogóle spotkałam jakiegoś konia. Był to ogier. Ale
przystojny... Znaczy yh.. co ja gadam. Jak taki koń jak on może nie mieć
dziewczyny? Czasem myślę nie logicznie.
-Skąd się wizełaś na naszych terenach? -Na czyich? -No mojego stada. -Nie wiedziałam, że to twoje stado. -Nie moje ale ja w nim ... jestem. -Już się stąd wynoszę. -Nie musisz. Stado chyba Cię zaakceptuję. Więc chodź. Pokarzę Ci co i jak. Poszłam za nim. Milczeliśmy oboje. Nie wiedziałam jak przerwać te milczenie, które tak mi dokuczało. Jestem energiczną klaczą więc nie mogę stać bez ruchu! Przeleciała mi w głowie w pewnej chwili taka myśl, że mam okazję by uciec. Ale nie skorzystałam. Sama nie potrafiłam zrozumieć dlaczego się zgodziłam za nim iść: -Zaczekaj... Ja Cię nie znam. Twojego stada też nie. -dlatego idziemy. Nie odezwałam się. byłam zszokowana tym, że miała argumenty! Ale podobało mi się to w nim. Nagle stanęliśmy na dużej łące pełnej koni. -Oto "Główna łąka". Jest tu pełno trawy. Lubię to miejsce. Ale jeżeli chcesz posiedzieć sama to nie jest odpowiednie miejsca. -Aha.-miałam mu mówić więcej. Chciałam krzyczeć z radości! Ale pomyślałam, że nie wiem co jeszcze sobie o mnie pomyśli.
Sindbad CD
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz