niedziela, 30 marca 2014

Od Blues Day'a - CD historii Rosalie

- Jeszcze nie miałem okazji pozwiedzać - powiedziałem z pogodnym uśmiechem - Głupota byłoby nie skorzystać.
- To zaczniemy od wschodniej granicy - powiedziała i ruszyliśmy przed siebie.
Rosalie opowiadała o stadzie, o koniach, kto jaki jest i o terenach. Przy każdym na chwilę zatrzymywaliśmy się i opowiadała o nim. Muszę przyznać, że co jak co, ale tereny na tym stadzie to mają wspaniałe.
Obeszliśmy już trzy granice. Teraz Rosalie zatrzymała się przed ciemnym lasem, przed którym stało dwóch strażników.
- Las wygnańców - powiedziała - mówią o nim różnie, poznasz się. Wystarczy wiedzieć, że lepiej tam nie wchodzić.
Zainteresowany kiwnąłem głową. Rosalie jednak nie miała zamiaru ciągnąć tematu. Poszliśmy dalej.
Robiło się ciemno, wszystkie komary i muchy zaczęły nieznośnie bzyczeć nam koło uszu.
- Wieczorem są nie do wytrzymania - powiedziała klacz odganiając się od owadów.
- Ech... lato idzie - westchnąłem - będzie ich coraz więcej.
- Spotkajmy się jutro, i tak nic już nie zobaczymy - zaproponowała
- Tutaj? - klacz kiwnęła głową - zgoda, miłej nocy i dziękuje.
****
Następnego dnia biegłem galopem przez las. Uwielbiałem to, bez względu na pogodę, czas i wszystko inne, po prostu to kochałem. Biegłem w stronę łąki, kiedy nagle wpadłem na Rosalie. Wyhamowałem gwałtownie.
- Hej! Sorry za hamowanie, nie spodziewałem się, że ktoś tu będzie.
- Nie ma problemu, ale... - zrobiłą krótką pauzę
- Mieliśmy kontynuować spacer, ale znalazłem piękne miejsce, to wielka łąka pełna kwiatów, pagórków i drzew. Należy do terenów?

< Rosalie, CeDee? Za końcówkę przepraszam - brak weny >


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz