- Levciu, z Tobą zawsze! - krzyknąłem entuzjastycznie
Oboje ruszyliśmy jednocześnie przed siebie, podczas biegu często brykając i skacząc, życie dzikeigo konia jest jednak piękne. Dobiegliśmy do głównej łąki, nie przejmowaliśmy się właściwie kto był pierwszy.
Jeszcze dobrze nie złapaliśmy oddechu, kiedy usłyszałem charakterystyczne dudnienie kopyt.
- Levi, za mną o nic nie pytaj - powiedziałem pobladły i ruszyłem przed siebie.
Zdezorientowany Level podbiegł za mną do lasu.
Po chwili okazało się, że moje przypuszczenia były prawdziwe - te gbury, czy inaczej - jelenie dalej się mszczą za.. ehem... tak. Rozjuszone stado biegło wprost na nas. W porę skręciliśmy w las, nie zobaczyły nas.
- A teraz, mogę pytać? - sapnął siwy ogier
- No bo te gbury nie chcą sie zaprzyjaźnić! - sapnąłem z poirytowaniem patrząc za stadem.
< Levciu, weny nie mam >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz