Luna wydawała się być miłą klaczą. Miała jednak w sobie coś tajemniczego, coś... Nieodkrytego.
- O, widzę, że od razu przeszłaś do tematu. - uśmiechnęłam się. - A co do stada - Słyszałam, że nie ma Alphy, prawda? - Nie ma. Nie ma Alphy, znaczy... Byłby przywódca, a nie Alpha. - poprawiła mnie Luna. - Na jedno wychodzi. To nawet lepiej. Nikt cie nie kontroluje. - Walnęłam kopytem w drzewo, z czego spadło moje upragnione jabłko. - Chcesz? - zwróciłam się do Luny. - Nie, dzięki. Przed chwilą jadłam. - pokręciła głową. - Nie, to nie. - przechyliłam łeb. - Nigdy nie jadłam jabłka. Jadłam burito, ale to?... Po tych słowach wzięłam z lekkim wahaniem jabłko. - Yyyy... To wiesz, gdzie się znajduje to stado? Na tą chwilę, jesteśmy w lesie. Dosłownie. - oblizałam wargi. Te jabłka są naprawdę smaczne. - Tu jest pewien problem. Ja nie wiem, jak stąd wyjść. Zgubiłyśmy się. - Pięknie... < Luna? ;D > |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz