Szybkim krokiem oddalałam się od małej, drewnienej chatki okrytego
niesławą malarza. Mało powiedziane. Musiałam skakać, aby nie uderzył we
mnie garnek. Jak to się stało? Kiedy się bez celu podróżuje po świecie
spotyka się różnych ludzi. Jednym z nich jest Rome. Jest on człowiekiem,
rozumiejącym mowe zwierząt. Wytłumaczył mi, że dr. Dolittle to nie
tylko film. To był film oparty na faktach i on jest jego wnukiem.
Mniejsza z tym. Opowiedział mi, że ma fajnego wujka-farmera-malarza i
podał mi jego adres. Twierdził, że ma fajne obrazy z Rzymu. A ja bardzo
interesuje się Rzymem.Nie wiem dlaczego, ale postanowiłam tam pójść. ''
Fajny wujek'' okazał się psychopatą, który uciekł z więzienia. Tak,
więzienia za znęcanie się nad zwierzętami. Bez słowa podeszłam do drzwi,
a on wrzasnął coś po polsku i we mnie rzucił garnkiem. W środku gotował
jakiegoś kurczaka, oczywiście mu wypadł. Coś mi się wydaje, że on i tak
zje tego kurczaka, ignorując fakt, że jest cały we błocie i mchu.
Wróćmy do teraźniejszości. Słońce mocno grzało w moją białą sierść.
Czułam się, jakbym była na Sacharze. W oddali wyczułam zapach trawy.
Rozejrzałam się dookoła. Wszędzie tylko piasek i piasek. Syknęłam.
Gorący piasek. Tak gorący, że nawet kopyta mnie już nie chronią. Bez
większego namysłu gnałam do trawy. Przed sobą miałam tylko obraz łąki.
Pośrodku rosło samotne drzewo, a na nim rosły soczyste jabłka. Nagle,
wpadłam na drzewo. Zatoczyłam się w tył i spadałam na białą klacz...
Ale ona w ostatniej chwili się odsunęła z krzykiem. < Lunuś? WIem, piszę chore opowiadania XD > |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz