Nie mam zielonego pojęcia czemu, ale
chyba złapałam depresję. Najgorsze jest to, że nie mogę opanować tych
durnych gejzerów lawy i czasami przede mną wyskakuje gorący, czerwony
strumień. W sumie to chyba nie przeszkadzało mi to, bo mój "dołus
fatalniatus" powoli zmierzał do tego, bym popełniła samobójstwo. Tylko
czemu ja tak mam?!
Postanowiłam znaleźć jakieś malownicze miejsce na zatracanie zmysłów. Albo lepiej coś przerażającego, gdzie nikogo na pewno nie spotkam... Raz niechcący usłyszałam, jak ktoś coś mówił o Opuszczonym pastwisku. Idealnie. Nie znałam drogi, ale co mi tam... Gdzieśtam napewno dojdę. Chyba zaczynam myśleć jak kiedyś.
Zdaje mi się, że trafiłam tam, gdzie chciałam. Drzewa były pokryte białym kwieciem, wokó rosła soczyściezielona trawa. Gęsta mgła była wszędzie, sprawiając wrażenie, jakby chciała wedrzeć się do mojego umysłu. Powoli wyłaniała się z niej jakaś postać, co - o dziwo - mnie nie przestraszyło. Ale kiedy powróciły wspomnienia i rozpoznałam tego ogiera, moje serce zamrało.
To był on!
- Wynoś się! Nie potrzebuję cię! Skąd ty się tu wziąłeś?! - wrzeszczałam na owego konia o szarej sierści i szyderczym uśmiechu.
- Ojca powinnaś powitać z szacunkiem, nie tak cię wychowaliśmy.
- Nie żartuj sobie ze mnie! Twoje życie na wygnaniu nie może się równać z tym, co przecierpiałam ja!
- Nie martw się, już nie jestem na wygnaniu. Mam swoje stado... - przy tym zaśmiał się złośliwie, a z mgły zaczęły wychodzić inne sylwetki. -
- Czego ty ode mnie chcesz?!
- Widzisz, muszę cię zabrać z powrotem na pustkowie, bo mój przyjaciel chce cię poznać... Potem będą już tylko dwa wyjścia: weźmie cię ze sobą albo zabije. Zależy, czy mu podpasujesz....
Tego już było za wiele! Otoczona "armią" mojego ojca postanowiłam ich wszystkich zaatakować. Z nieba spadały meteoryty, a pod kopytami wrogów wybuchała magma. Wiedziałam jednak, że to nie zadziała na mojego głównego prześladowcę. Mógł stwarzać tarczę ochronną. Wkładałam wszystkie siły, żeby ją osłabić, ale bezskutecznie. Ale musiałam spróbować jeszcze raz. Nie mogł przecież ochronić całego ciała, jego moc była za mała.
Gdybym użyła całej mocy i zaatakowała jednocześnie ze wszystkich stron, mogłoby się udać...
Zrobilam to i automatycznie upadłam. Kątem oka zauważyłam, jak ojciec prycha i odchodzi, kulejąc. Chyba udało mi się go zranić. Dalej już nic nie pamiętam, bo zemdlałam - w miejscu, do którego nikt nie przychodzi...
<Ktoś mnie uratuje? XD>
Postanowiłam znaleźć jakieś malownicze miejsce na zatracanie zmysłów. Albo lepiej coś przerażającego, gdzie nikogo na pewno nie spotkam... Raz niechcący usłyszałam, jak ktoś coś mówił o Opuszczonym pastwisku. Idealnie. Nie znałam drogi, ale co mi tam... Gdzieśtam napewno dojdę. Chyba zaczynam myśleć jak kiedyś.
Zdaje mi się, że trafiłam tam, gdzie chciałam. Drzewa były pokryte białym kwieciem, wokó rosła soczyściezielona trawa. Gęsta mgła była wszędzie, sprawiając wrażenie, jakby chciała wedrzeć się do mojego umysłu. Powoli wyłaniała się z niej jakaś postać, co - o dziwo - mnie nie przestraszyło. Ale kiedy powróciły wspomnienia i rozpoznałam tego ogiera, moje serce zamrało.
To był on!
- Wynoś się! Nie potrzebuję cię! Skąd ty się tu wziąłeś?! - wrzeszczałam na owego konia o szarej sierści i szyderczym uśmiechu.
- Ojca powinnaś powitać z szacunkiem, nie tak cię wychowaliśmy.
- Nie żartuj sobie ze mnie! Twoje życie na wygnaniu nie może się równać z tym, co przecierpiałam ja!
- Nie martw się, już nie jestem na wygnaniu. Mam swoje stado... - przy tym zaśmiał się złośliwie, a z mgły zaczęły wychodzić inne sylwetki. -
- Czego ty ode mnie chcesz?!
- Widzisz, muszę cię zabrać z powrotem na pustkowie, bo mój przyjaciel chce cię poznać... Potem będą już tylko dwa wyjścia: weźmie cię ze sobą albo zabije. Zależy, czy mu podpasujesz....
Tego już było za wiele! Otoczona "armią" mojego ojca postanowiłam ich wszystkich zaatakować. Z nieba spadały meteoryty, a pod kopytami wrogów wybuchała magma. Wiedziałam jednak, że to nie zadziała na mojego głównego prześladowcę. Mógł stwarzać tarczę ochronną. Wkładałam wszystkie siły, żeby ją osłabić, ale bezskutecznie. Ale musiałam spróbować jeszcze raz. Nie mogł przecież ochronić całego ciała, jego moc była za mała.
Gdybym użyła całej mocy i zaatakowała jednocześnie ze wszystkich stron, mogłoby się udać...
Zrobilam to i automatycznie upadłam. Kątem oka zauważyłam, jak ojciec prycha i odchodzi, kulejąc. Chyba udało mi się go zranić. Dalej już nic nie pamiętam, bo zemdlałam - w miejscu, do którego nikt nie przychodzi...
<Ktoś mnie uratuje? XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz