środa, 12 marca 2014

Od Kelly

Jak byłam jeszcze mała, uwielbiałam się bawić z Markiem. Bawiliśmy się bardzo długo i bardzo często. Niestety na naszej ulicy wybuchł wielki pożar. Próbowałam uciekać, ale nie mogłam, ponieważ mój boks był zamknięty. Nawet nie dałam rady wyważyć drzwi od boksu. Sytuacja się pogarszała. Nagle było coraz więcej dymu, więc się trochę zaczęłam dusić. Na szczęście Mark mi pomógł wyjść. Kiedy uciekaliśmy, szukaliśmy rodziców, aby im pomóc, ale powiedzieli, że poradzą sobie. Niestety nie przeżyli... W końcu się rozeszliśmy. Po kilku godzinach nagle zauważyłam taśmę do odgradzania terenu i kartkę, na której było napisane: "Strefa afrykańskiego pomoru koni. Wstęp wzbroniony." Słyszałam coś o tej chorobie, więc postanowiłam uciekać, aby się nie zarazić, bo podobno konie prawie zawsze umierają, gdy na tą chorobę zachorują. Po kilku szukałam chwilach szukałam stada, w którym mogłabym zamieszkać. Lecz nagle coś zauważyłam... A dokładniej konia, który przypominał mojego brata. Podeszłam i się zapytałam:
- Mark?
- Kelly? -odpowiedział Mark.
- Co tu robisz?
- Wędruję, a ty?
- Ja też...

C.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz