Schyliłem głowę i zanurzyłem pysk w wodzie, pijąc sporymi łykami wodę.
Gdy się wreszcie napiłem, spojrzałem na Lucy. Stała w pewnej odległości
ode mnie, patrząc w dal. W głowie zakiełkował mi jeden z moich
''genialnych'' pomysłów. Wszedłem bardziej w wodę, rozchlapując ją
dookoła. Stanąłem dęba i tak mocno uderzyłem w taflę wody, że aż dostała
mi się do uszu, oczu i nosa. Prh. Otrząsnąłem się jakoś z tej wody.
-Chodź - zachęcałem klacz do pójścia w moje ślady.
Jej spojrzenie mówiło ''Nie, dzięki, woda jest chyba za zimna'' czy coś w tym stylu.
-Wcale woda nie jest za zimna. I co z tego, że niby jest zima? W sumie
jaka zima, taka bardziej wiosna w zimę - dodałem jeszcze - Jeszcze
trochę a będzie się można wygrzewać na słońcu bądź będzie się tu
codziennie przychodziło aby się ochłodzić, jak to w lato - rozmarzyłem
się
Lucy spojrzała na mnie chyba jak na wariata, co było uzasadnione. Kto
normalny wchodzi do wody w zimę i jeszcze skacze w niej? Trzeba mieć
serio zrytą psychikę aby być takim drugim mną....
Lucy, dokończysz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz