środa, 12 marca 2014

Od Neytiri - ''Jak tu dotarłam'' & CD historii Lucy

Dzień. Stałam w kącie swojej jaskini i wpatrywałam się w promienie słońca padające na ziemie, która już nie była żyzna. Dużo czasu spędziłam w domu. W stadzie nic się nie działo. Było nudno. Wszyscy się ode mnie odwrócili, a właściwie wszyscy znienawidzili siebie wszystkich. Mam wrażenie, że to przeze mnie. Usłyszałam stukot kopyt.
- Neytiri, zebranie... - przypomniał Luke i podszedł do mnie.
Luke był młodym przywódcą, miał objąć władzę po swoich rodzicach, ale dla mnie był kimś więcej. Na początku go kochałam, byliśmy szczęśliwi. Potem? Zaczął mnie bezczelnie zdradzać. Czułam do niego ogólny wstręt.
- Zostaw mnie... - odwróciłam się.
- Co się dzieje? - udawał zdziwionego.
- O, pan już nie pamięta co robił na boku, hmm?! - próbowałam się opanować.
- Ale to przeszłość...
- Przeszłość, przeszłość... Na zawsze pozostanie mi w pamięci widok twojej ohydnej gęby i nasza '' psycho '' miłość.
Ominęłam go i wybiegłam z jaskini. Chyba nie musiałam mu tłumaczyć, co tu zaszło. Jako iż w stadzie nic się nie dzieje, to odeszłam od stada...

Błąkałam się samotnie po pastwisku. Panował na niej kompletny spokój. Nic. Tylko ja i towarzysząca mi mgła. Przedzierałam się wolno przez chmurę. Usłyszałam ciche pohukiwanie sowy, co było dość dziwne. Stanęłam w miejscu i rozejrzałam się szybko. Coś ugryzło mnie w nogę, a ja od razu pognałam przed siebie.

Po jakimś czasie przystopowałam trochę i przeszłam z szybkiego kłusa do wolnego stępu. Obejrzałam swoją ranę. Nie była głęboka, ale mocno piekła i co jakiś czas wyciekała z niej ropa. Moje moce nie pomogły... Dlaczego? To nie do wytłumaczenia. Nie zajmowałam się jednak tym.

Z czasem zaczęłam żałować, że nawet nie wezwałam jakiejś pomocy. Położyłam się na ziemi, gdyż ból się nasilał. Nie miałam już sił na chodzenie. Może już na mnie pora? Nie, chyba za wcześnie.
- Ropa? - zapytał nieznajomy głos.
Rozejrzałam się nasłuchując. Zza drzewa wyłoniła się klacz. Miała śnieżnobiałą sierść.
- Znasz się trochę na medycynie? - zapytałam.
- Ja? Jestem lekarzem w pewnym stadzie... - odparła.
- No to... możesz mi pomóc? Moje moce nic nie dają. - spojrzałam znów na nogę i na samicę.

Leżałam na miękkim posłaniu. Przynajmniej tak mi się wydawało. Otworzyłam wolno oczy i wędrowałam wzrokiem po łbach koni wiszących nade mną. Chciałam wstać, ale mi nie pozwolono.
- Czy to stado, czy już przeszłam na tamten świat? - zapytałam ochrypniętym głosem.
- Stado... - mruknął głos za mną.
- Mogę się tu zatrzymać? Możecie mnie wywalić po kilku dniach, to już wasza sprawa.

Zostałam. Przechadzałam się samotnie po terenach nowego stada. Na skraju łąki zauważyłam pewną klacz. Nie tą samą. Podeszłam do niej bliżej. Tarzała się w trawie.
- To nie tak... - wstała gwałtownie.
- Też tak czasem robię - odparłam. - Jestem Neytiri - przedstawiłam się.
- Lucy - uśmiechnęła się, podając mi kopyto, jednak zabrała je od razu.
- To tereny pewnego stada. Jesteś nowa? - zapytałam po chwili.
- Nie, nic o tym nie wiem... - spojrzała na ziemię.
- Nie martw się, też jestem tu od niedawna. - odrzekłam uśmiechając się lekko. - Może chcesz, abym zapoznała cię trochę z terenami stada? Oczywiście nie będę nalegać, to twój wybór.
- No... - zawahała się. - Czemu nie.
- Najpierw oprowadzić cię po terenach?

< Lucy? Przepraszam, że tak krótko, brak weny :c >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz