Zamknęłam oczy, czując na pysku przyjemny wietrzyk, przynoszący wiele
zapachów, które wszystkie razem wzięte tworzyły cudowną mieszaninę
zapachów. Słońce chyliło się już ku zachodowi, gdy otworzyłam oczy.
Niebo było rozsiane lekko fioletowymi chmurkami, a gdzieniegdzie nawet
różowymi. Drzewa kołysały się spokojnie na wietrze, a to wszystko
współgrało ze sobą tak, jakby cała przyroda ćwiczyła wiekami właśnie tą
chwilę. Rozglądnęłam się zdezorientowana. Tak długo trwałam w jednym
miejscu? Otrząsnęłam się i ruszyłam spokojnym kłusem, aby nieco się
rozruszać. Przebiegłam zaledwie 500 metrów, gdy zauważyłam nieznaną mi
srokatą klacz. Nie namyślając sie długo, skierowałam swoje kroki ku niej
i już po chwili byłam przy niej
- Hej - uśmiechnęłam się - Jestem Sasha, a ty?
Klacz aż podskoczyła. Chyba przerwałam jej rozmyślania, i nie zauważyła jak do niej podchodzę
- Rosalie - przedstawiła się cicho
- Śliczne imię - pochwaliłam
(Rosalie?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz