czwartek, 6 marca 2014

Od Rudego

- Uciekaj! - wrzasnąłem, kiedy zza górki wynurzył się koński kontur. Koń natychmiast podniósł łeb. Biegłem jak głubi cały czas się drąc, nie dziwota.
Kasztanowaty koń chyba nie bardzo wiedział, o co mi chodzi. Jednak po chwili zza górki, z której wybiegłem, wybiegło za mną caaaałe wielkie stado wielkich jeleni. Koń od razu zrozumiał. Dobiegłem do niego i cwałowaliśmy razem.
- Co to jest?! - krzyknęła... klacz
- O, Miruś, miło Cię widzieć! - powiedziałem - To są... zaprzyjaźnić się chciałem!
Biegliśmy tak jeszcze chwilę. Potem coś do mnie dotarło. Gwałtownie zepchnąłem klacz w bok. Oboje runęliśmy za skałę. Stado przebiegło i po chwili ogłuszający tętent ich kopyt ustał.
- Rudy! - sapnęła klacz
- No wiem, wiem - sapnąłem - przeraszam, ja ich reakcji nie przewidziałem!
Klacz przewróciła oczami i westchnęła. Pomogłem jej wstać i razem poszliśmy nad łagodną zatokę. Od razu zanurzyłem łeb w wodzie, później wszedłem do niej tak po pęciny. Westchnąłem z ulgą.
- A Ty, co tam robiłaś? - zwróciłem się do klaczy - na jeleniej górce mało kot bywa

< Miruś, mogę tak do Ciebie mówić? :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz